Brunetkowe tabu Wyznania Brunetki

Walczę z mordercą. W niewidzialnym tańcu śmierci

morderca

Boisz się wyjść z mieszkania późną nocą, żeby nie stać się ofiarą obślizgłych typów. Na imprezach zabezpieczasz się przed gwałcicielami. W wiadomościach słyszysz, jak mąż zamordował żonę. Marzysz tylko o spokojnym życiu, ale co… jeśli sam walczysz z mordercą?

Rozwój przestępczości to jedna ze współczesnych plag. Nie sposób jej wykorzenić. Morderstwa są na porządku dziennym. Stróże prawa ścigają oprawców, jednak w tym samym czasie Ty powoli umierasz zabijana przez niewidzialnego mordercę. Nikt go nie widzi. Tylko Ty jesteś w stanie go poczuć. Jesteś uwikłana w taniec śmierci i walczysz, by się obudzić.

Róbcie, co chcecie, nie wytrzymam bólu 

Trudno powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Wcześniej niż jest w stanie pomyśleć. Osłabienie zaatakowało znienacka. Kaszel się nie kończył. Trwał długimi miesiącami, sprawiając, że coraz trudniej było oddychać. Chodzenie po górach z pasji zmieniło się w wyzwanie. Pokona krótki odcinek, przerwa, odcinek, przerwa… i nie zapomnij o inhalatorze, żeby przypadkiem się nie udusić. Od lekarza do lekarza. Pierwsza diagnoza: alergia na pyłki, robić inhalacje.

Dalej jest gorzej, kłuje w klatce piersiowej, idzie na prześwietlenie. Po miesiącu spokój, diagnoza o alergii podtrzymana, bada krew, idzie do alergologa. Alergolog: robimy testy, dostajesz 2 inhalatory, astma oskrzelowa nieokreślona. Czasem ma ataki, dusi się, nie może złapać oddechu, w płucach brakuje tlenu, przy życiu utrzymuje ją inhalator.

Osłabienie nie odpuszcza, nie ma tyle sił co przed miesiącami. Później dołączają mięśnie. Boli ciało, ręce, nogi… Alergolog wysyła do internisty, przebadał, już nie pomoże.

Bada się na możliwe sposoby, znowu pobierają od niej krew do probówek, czasem boli tak bardzo, że chce płakać. Blada, słaba, zalega w łóżku.  Ostatecznie idzie do internisty, by ją ratował, bo bardzo boli. Wtedy on każe ćwiczyć i pić wodę. Zostaje sama z bólem i diagnozą: zdrowa, nic takiego nie wykryli, ale z mamą, która o nią walczy i po czasie tak się zbliży, że staną się przyjaciółkami, gdy wreszcie “to” zobaczy.

Klatka piersiowa przebadana. Serce bije jak dzwon, ale po założeniu holtera jest drobna arytmia, jednak niegroźna i z nią żyje. Pół śmiechem, pół żartem myśli, czy to nie rak i może zacznie pisać testament?

Wreszcie: róbcie, co chcecie, nie wytrzymam bólu. Połknie wszystko, co dadzą, żeby tylko przestało boleć.

Po roku idzie do psychiatry, diagnoza: depresja. Dostaje leki.

 

Tonę w bagnie i nie umiem pokonać mordercy

Brak sił. Trudności ze wstaniem z łóżka. Ciągłe zmęczenie. Depresyjne myśli. Senne koszmary. Ks. Krzysztof Grzywocz mówił, że to piekło, które zaczyna się od straty. Jeśli tak to osobiste piekło bólu. Coś jak gula w gardle, tyle że na sercu.

Depresja to choroba, która każdego dnia pochłania coraz więcej istnień. Piszą na jej temat podręczniki, ale żaden nie jest dobry, bo ona do każdego przychodzi inaczej. Ta zaczęła się od kaszlu i fizycznego bólu, a jeszcze wcześniej od niekontrolowanego płaczu. Podobno wzięła się ze straty. Narastała wewnątrz latami, by w odpowiednim momencie wybuchnąć. Jak tykająca bomba, potrzebująca nieznacznej rzeczy, wydarzenia, które ją odpali. Przełomem był krzyk. Głośniejszy niż kiedykolwiek. Po nim wyprowadzka. Dalej zupełna cisza. Brak głosu. Wycofanie. Izolacja. Rana. Strach.

Z dnia na dzień przestała pisać. Wcześniej była tylko na etapie: napiszę coś później, teraz nie, aż przyszła niemoc. Nie była w stanie postawić rąk na klawiaturze, a pisarstwo to jedna z rzeczy, które kocha. To był cios. Coś zalegało na klatce piersiowej i blokowało całą radość i siłę. Uśmiech stał się obcy, jeśli w ogóle się pojawiał. Fizycznie była obecna, ale duchowo umierała. Po czasie wyrosła przed nią bariera nie do przebicia. Wszystko zaczęło się toczyć poza nią, obok. Była, ale nie żyła.

Bywają dużo cięższe stany, w których widać tylko ciemność bez dopływu światła. Tu już dawno umarła nadzieja, choć człowiek ukrywa się za maską uśmiechu. Wreszcie nie ma już sił, by żyć. Ostatnią deską ratunku jest szpital. W przeciwnym razie… depresja zabija. Wewnętrzne piekło i pustka zwyciężają a wtedy on czy ona podcina sobie żyły, rzuca się pod pociąg lub skacze z mostu.

Depresja to zabójca, którego zauważą tylko ci, którzy potrafią patrzeć. Nie jest gorszym dniem ani depresyjnym nastrojem, który szybko mija. To choroba, która zabija od środka, stopniowo odbierając siły, energię i radość. Zabija nieleczona, a trudno mówić o leczeniu, gdy nie ma się wsparcia, kiedy słyszysz: „ogarnij się”, „weź się w garść”. Łatwo zabić człowieka. O wiele trudniej podać mu rękę i pomóc wstać.

 

Światło na końcu drogi

W tym przypadku istnieje światło. Jest bardzo nikłe, ale masz świadomość, że jest i gdzieś się tli, choćby za barierą. Tylko kolory straciły na intensywności i są przygaszone. Na przykład jabłka nie są już soczyste, a chleb nie smakuje tak dobrze. Jesteś dętką, wrakiem człowieka, ale po lekach wiesz, że pragniesz żyć pełną piersią.

Chorych na depresję łatwo przygnieść do ziemi. Są jak skorupki jajek, a one kruszą się nawet w dłoni. Jak mówił ks. Krzysztof Grzywocz, stają się dziećmi, które na nowo uczą się chodzić. Ci w ciężkiej depresji są z kolei jak niemowlęta, a one nie potrafią nic zrobić, nawet się sobą zająć.

Nie ma antidotum na depresję, choć szczepionkę na covid zrobili. Wstrzykiwali ją sobie do organizmu, a w tym czasie depresja zbierała masowe żniwa. Chcą szczepić na grypę, a do 2030 roku depresja będzie najczęstszą chorobą świata, śmiertelną. Co z tego, że już dziś Światowa Organizacja Zdrowia podała, że cierpi na nią 350 mln. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że maseczka go ochroni, chyba że będzie się oszukiwał i powtarzał to jak mantrę. Jednak depresja zajdzie go „od tyłu”. Wedrze się do umysłu niepostrzeżona, gdy ten będzie dezynfekował ręce.

Ostatecznie miłość zwycięża. Ale do tego długa droga, bo Boga ledwo widać w tunelu albo wcale. Tu nic nie działa na „pstryk”. Potrzeba leków i czasu. I kogoś, kto powie: „Jestem z Tobą”, “Jak się czujesz”? I będzie.

(4) Komentarze

  1. […] nad stresem. Jaki jest wniosek? Stres uszkadza komórki nerwowe. Przewlekły może doprowadzić do depresji. Tak jest w moim […]

  2. […] Co takiego wydarzyło się w Fatimie w ubiegłym stuleciu? Możemy to nazwać „cudem słońca”, czy okazaniem boskiej potęgi Boga ściśle połączonego z wszechświatem. Naukowcy snuli teorie, ale każda z nich upadała, zresztą… czy można walczyć przeciwko słowu 70 tys. osób? Po drugie, czy to nie „słońca” pragniemy? Tego, za które oddają życie i walczą. Niezwykłego, przynoszącego ukojenie w bólu, radość i ciepło… Nie tak dawno, bo w 2011 roku w Fatimie znów dało o sobie znać słońce. Tym razem otaczała je podwójna tarcza. Dwa „cuda słońca” w Fatimie w odstępie stulecia? To tylko potwierdza, jak bardzo potrzebujemy światła do życia. Bez niego umieramy. […]

  3. […] przeprowadzone w USA potwierdzają, że tkwienie w toksycznej relacji może skutkować depresją, brakiem snu, utratą kilogramów, a nawet zawałem serca. O niszczącym i śmiertelnym wpływie […]

  4. […] że jestem chora, ale dotykają mnie promyki nadziei i światło na końcu ciemnego tunelu. Oto ja z depresją, która uświadamia mi, że nieważne gdzie jestem i czy stara, gruba i brzydka. Ważne, że mam […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *