Kącik mola

#1. Niewypowiedziane

Nie wiem jak trafiłam do tego przesiąkniętego alkoholem burdelu. Do świata bez granic i moralnych zasad. Porąbanego pieprzonego koszmaru. Do pieprzonej głębokiej dziury, która powoli wysysa ze mnie życie.

Nie… Nie umrę. Może będę żyć.

Dziw*i wykonują dzikie pląsy na parkiecie. Ciała obnażone prawie do nagości. Sukienka ledwie zasłania biust i majtki. Gdyby mogły ściągnęłyby ją jednym szarpnięciem swoich czarnych pazurów. Do tego trupia tapeta jak u chorej na depresję. Z czerwono-krwistą szminką. I wysokie szpilki, które wyglądają jak szczudła. Dziw*i sprzedają się narajanym i schlanym mafiozom jak towary na targu, a ci obmacują ich ciała jak własność, zataczając się przy tym na parkiecie. Każdy towar w różnym wieku. Do wyboru. W zależności od tego, co kto lubi. Małolaty, dojrzałe, pulchne, chude… Nie znam ich historii. Mogę tylko patrzeć. Przyglądać się mniej i bardziej odgadnionym wyrazom twarzy. Ekscytacja, pożądanie, obojętność… nakładają się na siebie tak, że ciężko je od siebie odróżnić. Jednak coś je łączy. To puste spojrzenie. Wszystkie są uśpione nadmiarem wódy i piwa. Wiele zmieszało je z narkotykami, których nazw nie jestem w stanie spamiętać. Zagłuszają sumienia, moralność, ból…

DJ zapodaje kawałki. Pewnie sam narąbany.

Może w którymś momencie popełniłam błąd?

Czuję jak ktoś łapie mnie od tyłu za tyłek. Rozglądam się, ale… to mógł być każdy. Niekoniecznie gość, który właśnie przemknął na schody. Zresztą kto się tym przejmuje? Ludzie są tutaj fizycznie zbliżeni i łapią się za różne części ciała. Traktują to jak coś normalnego. Lubią się macać i lizać. Nieważne z kim. Ważne by dać upust popędowi. Bo o to właśnie tutaj chodzi. Seks jest na pierwszym miejscu, zaraz po usunięciu się innym sprzed oczu. W wozie, za ścianą, w kiblu… Choć niektórzy wolą publiczność.

Co tutaj robię?

Przecież wyraźnie tu nie pasuję. Mam na sobie adidasy, dżinsy i bluzkę. Nic co odkrywałoby piersi, brzuch, czy tyłek. Po co przyszłam? Zaznać trochę bliskości, bo na co dzień jest chłodno? Poczuć się wreszcie ważna w czyichś oczach?

-Chodźmy na zewnątrz.

Chłopak, którego przed chwilą poznałam, który postawił mi drinka, teraz chce mnie wyprowadzić z klubu. Idę za nim posłusznie jak łania. Pozwalam się prowadzić za rękę. Jest całkiem przystojny. Nawet nie znać po nim alkoholu. Może potrafi świetnie maskować jego nadmiar? Jeden znajomy powiedział mi, że po imprezie na drugi dzień łyka apap i kac znika. Tyle, że ciągle jest dzisiaj.

-Jesteś piękna – szepcze mi do ucha, gdy stoimy przy jego samochodzie.

Całuje mnie najpierw w policzek, a następnie w usta. Pozwalam, żeby moja ślina zmieszała się z jego. To jak całowanie kupy gówna, ale jestem w stanie się nim na chwilę zaspokoić. Potrzebuję tego.

Tak cholernie boli mnie serce.

-Pat-kaaa!

Odrywam się od ust bruneta i patrzę w bok. W naszą stronę idą Dżes i Eliza, zataczając się przy każdym kroku. Są mocno wstawione. Oczy im błyszczą jak… nie wiem co. Dwaj kolesie w spuchniętych twarzach dotrzymują im towarzystwa. Nic dziwnego. Założyły wyzywające kiecki.

-Pat-kaaa! – śpiewa nawalona Dżes. Zaraz po tym wypija duszkiem resztę zawartości butelki żubra, którą ukryła za plecami.

Wygląda okropnie. Jej skóra jest cała blada, a tapeta częściowo spływa z twarzy. Widzę, że chce mi coś powiedzieć, ale nie jest w stanie. Ledwie otwiera usta a już wymiotuje na środku parkingu. Wydala z organizmu zapiekankę, kebaba, kawę… Żołądek najwyraźniej nie wytrzymał nadmiaru piwska i wódy. Co gorsza zmieszała to wszystko z fajkami. Biegnę do niej, żeby jakoś pomóc. Zgarniam do tyłu jej złote pasemka i przytrzymuję głowę.

-Przejdzie jej – chłopak, z którym się przed chwilą całowałam odciąga mnie na bok. Nareszcie przypominam sobie, że ma na imię Arek. – Chodźmy potańczyć –bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę klubu. Opieram się, bo nie chcę tak zostawiać Dżes. Jeszcze zrobi coś głupiego i później nie będzie w stanie tego odkręcić.

-Nie martw się – głaszcze mnie po ramieniu Eliza.

Przyjechałyśmy do klubu razem. Ona, plus ja i Dżes.

–Koledzy się nami zaopiekują. Baw się dobrze – bełkocze. Ma naprawdę niezłą fazę. Nie mogę wykluczyć, że coś brała.

-Chodź skarbie – Arek obejmuje mnie ramieniem. Wątpię w to czy z dziewczynami będzie dobrze. Patrzę na nie, a następnie na chłopaka. – Poradzą sobie. To duże dziewczynki – przekonuje mnie. Nie jestem w stanie z nim dłużej walczyć.

Gdy jesteśmy już w klubie chłopak stawia mi piwo. Jest paskudne, ale mimo to piję. Wpycham w siebie ile tylko zdołam, bo chcę wreszcie stąd odpłynąć. Lub przynajmniej wyłączyć myślenie. W środku czuję gorąco.

Błagam…, niech przestanie wreszcie boleć.

Do naszego stolika przysiadają się różni ludzie. Każdy obrzuca mnie zaczepnym wzrokiem. Zgaduję, że to znajomi Arka. Rozmawiamy właściwie sama nie wiem o czym. Głównie pijemy. Arek stawia przede mną kolejny kufel piwa. Nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Głupia nawet nie sprawdziłam czy czegoś tam nie dosypał. Zresztą kogo to kurde obchodzi?

Historia toczy się przed moimi na wpół przytomnymi oczami. Tańczymy spleceni na parkiecie. Chłopak pilnuje mnie jak swojej zdobyczy i nikogo do mnie nie dopuszcza. Nie wiem, czy to ten moment, kiedy można nas nazwać parą, czy dopiero taki nastąpi po jego jutrzejszym telefonie.

-Muszę już jechać do domu, kotku – oznajmia w pewnym momencie. – Będziesz za mną tęsknić? – Kiwam głową i wybucham śmiechem. Mam zarąbisty humor. Nawet nie wiem o czym myślałam chwilę temu. W ogóle o czymś myślałam?

Odprowadzam go do taksówki. Samochód będzie musiał poczekać aż wytrzeźwieje. Jedno podtrzymuje drugie. Arek całuje mnie namiętnie na pożegnanie. Jego pocałunki są bardzo żarliwe. Wessał się w moje usta i nie chce mnie wypuścić. Robi to dopiero po tym jak zniecierpliwiony taksówkarz wali w klakson.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *