Wyznania Brunetki

W Nicei odnalazłam słońce

W Nicei odnalazłam słońce

Kiedy przeglądam zdjęcia z podróży, przed oczami mam promienie ciepłego słońca i szum morza. Znika otchłań i już wiem, dla jakich chwil żyje. Życie jest zbyt cenne, by je stracić, a ja wierzę, że w Nicei odnalazłam swoje słońce.

Dziś opowiem Ci o tym jak z rozpaczy, pewnego dnia odnalazłam nadzieję, słońce, żebyś wierzyła, że Ty też możesz ją znaleźć. Po pierwsze, trudno jest zmagać się z depresją, gdy wokół zamiast ludzkiego wsparcia słyszysz: „ja też mam gorszy dzień”, „ja też się nie wyspałam”. Ale gdzieś obok tego mama podaje Ci dłoń, a chłopak mówi, że nie chce żadnej innej tylko mnie, takiej poharatanej i niedoskonałej…

To pierwszy tekst, w którym przyznaję, że jestem chora, ale dotykają mnie promyki nadziei i światło na końcu ciemnego tunelu. Oto ja z depresją, która uświadamia mi, że nieważne gdzie jestem i czy stara, gruba i brzydka. Ważne, że mam przed sobą życie, o które chcę walczyć, bo widoki zapierają dech mimo upływu czasu. Wreszcie zaczynam rozumieć Boga, który chce mi pokazać niewidzialne dla oczu. Mówię: „Wierzę w Ciebie. Jestem Joanna i nie przestanę sięgać po marzenia, choć czasem jestem słabsza”.

 

Pierwszy promień słońca – stoję w świetle

Gdy mój samolot wylądował w Nicei, byłam jeszcze obolała i słaba. Nawet nie wyobrażałam sobie, jak się poczuję po wyjściu na plażę. Boże, jaka byłam szczęśliwa! I to nie tylko przez przepiękne miejsce, w którym się znalazłam. To było głębsze.

Wiesz jakie to uczucie stanąć w świetle? Nie mówię o blasku fleszy, sławie ani popularności. Mówię o chwili, w której doświadczasz siebie. Jeden moment. Ty, a wokół plaża i morze lub cokolwiek innego (gdziekolwiek jesteś). Stajesz przed sobą „w prawdzie”. Widzisz, jaka jesteś piękna, delikatna i przytulasz siebie w myślach. Dajesz sobie chwilę czułości. Znikają niedoskonałości i wewnętrzne braki. Uśmiechasz się do siebie, mając na swój temat tylko dobre zdanie. Wyobraź sobie siebie jako dziewczynkę, do której podchodzisz, mówiąc: „Masz moje wsparcie. Jesteś cudem. Kocham Cię”. Gdy już pozwolisz sobie na ten moment, poczujesz totalną wolność. Będziesz Ty i świat, który stoi otworem i czeka na Twój ruch. Przez moment znikła choroba. Pojawiła się nadzieja, że przez to przejdę. Ty też masz takie chwile, dla których chcesz żyć. Masz swoją własną Niceę, jednak pod inną postacią niż moja.

 

Drugie jest ciepło

Wewnętrzne ciepło robi swoje. Rozchodzi się przyjemnie po Twoim ciele, prowadząc do odprężenia czy ukojenia. Najpierw lewa, później prawa ręka i obie nogi, brzuch, klatka piersiowa… Doświadczasz spokoju.

Pierwsze jest stanie w prawdzie. Po nim nadchodzi wreszcie chwila na ciepło. Wyobraź je sobie. Ja stoję na plaży, a ono przychodzi powoli, nienachalnie. Następnie pozwalam, żeby przepływało przez ciało, wpuszczam je i nie wzbraniam się przed nim. Ciepło przynosi ulgę, zwłaszcza że jestem osobą zwykle spiętą. (Może masz podobnie?) Jest jak terapia. Przypomina mi trening autogenny Schultza, który ostatnio praktykuję. (Napiszę o tym jeszcze w osobnym artykule). Zamknij oczy. Następnie pomyśl: „Jest mi bardzo dobrze. Rozluźniam się. Niczym się nie martwię”. Wszystkie myśli są mało ważne. Liczy się tylko tu i teraz. Zachwyć się tą chwilą. Skup się na zapachach i dźwiękach, jakie w tym momencie czujesz i słyszysz. Nazwij je, jakie uczucia w Tobie wywołują? Zapach jest słodki, gorzki, ma nutę kwiatów, a może owoców? Jaki jest dźwięk, niski, wysoki, czy przyjemny dla uszu? Możesz wyobrazić sobie swoją bezpieczną przystań. Przykładowo moja poza Niceą ma postać górskiej polany i płynącego strumyka. Siedzę na trawie, otoczona przyrodą. W oddali kozica skacze po szczytach. Wreszcie jestem bezpieczna.

Kiedy już dopuścisz do siebie ciepło, poczujesz niesamowitą ulgę. Zmartwienia zaczną się oddalać jak ciemne chmury. Moja burza mija. Wcale nie umieram. Czuję się lekka jak piórko. Otwieram oczy wypełniona nową energią. Czujesz to?

 

Na końcu zostaje nadzieja

Napisałam kiedyś artykuł „Nadzieja matką głupich”. To stwierdzenie jest oczywiście błędne. Przecież to właśnie nadzieja sprawia, że wierzymy w lepsze jutro, w spełnienie marzeń i zmusza nas do działania. To ona przychodzi jak przyjaciółka w najgorszych chwilach, kiedy wątpisz już we wszystko. Wtedy przekonuje Cię: „Spróbuj jeszcze raz. Będzie lepiej. Następnym razem Ci się powiedzie. Zobaczysz, że znów wyjdzie słońce”.

Nadzieja zmienia rzeczywistość. Ludzie, którzy zostają bez niej… umierają, bo przed oczami zostaje już tylko ciemność, a wewnątrz niezapełniona pustka. Jednak kiedy złapiesz się mocno nadziei, prędzej czy później pofruniesz. Nie tylko ptaki potrafią latać. Ludzie też latają, choć nie dosłownie. Ja poleciałam w Nicei. Przeleciałam nad śmiercią i oto jestem.

Czytaj także: Bogaty czy biedny? Milionerzy Monaco va banque!

 

Jeśli spodobał Ci się mój artykuł zapraszam na wirtualną kawę. Twoje wsparcie doda mi energii do dalszego działania i pomoże utrzymać bloga. Dziękuję 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *